czwartek, 6 kwietnia 2017

Wstrząsnięta, niezmieszana

Mowa o sukience, która powstała dzien po jednym z największych zarejestrowanych trzęsień ziemi w Nowej Zelandii. Nie fajna sprawa, trzęsienie miało miejsce w środku nocy i spowodowało spore spustoszenia zarówno na Wyspie Południowej jak i w samym Wellington. Zmieniona linia brzegowa, zniszczone drogi, infrastruktura, zniszczone budynki... A to wszystko w dwie minuty! Dla mnie osobiście trzęsienie oznaczało 3 dni wolnego i siedzenie w domu podczas wstrząsów wtórnych. Szycie okazało się na tyle kojące, że powstało w te dni kilka rzeczy. 


Ta turkusowa sukienka uszyta jest z żakardu bawełniano-poliestrowego. Dokładnego składu nie znam, ale poliestru jest tutaj sporo i musiałam uważać z żelazkiem. Jest to moja kolejna zdobycz wyprzedażowa. Tę samą tkaninę mam w niebieskiej wersji ;)


Góra sukienki pochodzi z książki "Sew Many Dresses".  Książka całkiem fajna bo ma kilka opcji na góry i doły sukienek które można ze sobą dowolnie łączyć. Do tego mnóstwo łatwiejszych i trochę bardziej skomplikowanych manipulacji aby osiągnąć różne efekty. Trochę za mało jest w niej szczegółów jeżeli chodzi o wykończenia więc bardziej skierowana jest ona do osób które mają już jakieś doświadczenie w szyciu. Dół to wykrój Simplicity 1880. 


Szycie sprawiło mi trochę problemów - overlocker miał problemu z naprężeniem nici ale widoczne było to tylko po lewej stronie... Oczywiście ja to zauważyłam podczas rozprasowywania szwów! Sama sukienka jako tako uszyła się bez problemów, ale po przymiarce wyszło szydło z worka. Szwy ramienia uszyte są pod złym kątem, ale samej nie umiałam sobie dobrze tego zaznaczyć więc już tak zostawiłam. Cały dekolt odstawał i nie pomogły zwężanie szwów czy wdawanie materiału do taśmy ze skosu którą wykończyłam dekolt. Po kilku próbach zdecydowałam że bez zakładek nie nie obędzie. Nie do końca podoba mi się to rozwiązanie, ale prucie było nie na moje nerwy! Do tego nie do końca pasuje mi to jak ta sukienka na mnie leży - pomogłaby podszewka ;)

Jak widać jestem dość negatywnie nastawiona do tej sukienki mimo że zbiera ona sporo komplementów kiedy ją noszę. Ale trochę się też nauczyłam więc nic straconego.





poniedziałek, 6 lutego 2017

Astoria po raz drugi

Na blogu pojawiła się chyba tylko raz, chociaż w szafie mam już ich kilka. Wykrój to oczywiście Astoria, bluzka z magazynu Seamwork, po kilku modyfikacjach. Jest to jeden z tych niesamowicie uniwersalnych wykroi, który można uszyć milion razy i nigdy się nie znudzić!



Wspomniane modyfikacje: po pierwsze - dekolt. Oryginalna łódka niestety na mojej figurze się nie sprawdza, więc zmodyfikowałam go na wciąż dość zabudowany, ale przynajmniej okrągły dekolt. Po drugie przedłużyłam przód i tył o 5 cm po to żebym mogła ją nosić do wyższych spodni czy spódnic, choć nie koniecznie takich z typowym wysokim stanie. 


Materiał to dzianina o nieznanym składzie i dość ciekawej teksturze. Kolejny zakup za grosze - uwielbiam wyprzedaże w sklepach z materiałami! Całość uszyta na overlocku za wyłączeniem rękawów - zrobiłam podwójne podwinięcie przeszyte potrójnym zygzakiem. 


Żeby nie zanudzić Was zdjęciami mojego podwórka, wybrałam się na wycieczkę do Castlepoint na wschodnim wybrzeżu Wyspy Północnej Nowej Zelandii. Dwie godziny w samochodzie dzielą mnie od tego widoku! Latarnia przekroczyła moje oczekiwania - jest cudowna i zbudowana w przepięknej okolicy. Po pięciu latach w tym kraju wciąż jestem nim zachwycona i prędko się to nie zmieni!











środa, 1 lutego 2017

Ulubieniec 2016-go roku

Blog już  zaczął zarastać pajęczynami więc wreszcie pora coś naskrobać, co? Szyć szyję tylko zdjęć nie było jak robić, tym bardziej że przez jakiś czas mieliśmy współlokatora i głupio mi było się wyginać przed aparatem w jego obecności . Też tak macie? Chłopak mi nie przeszkadza, sąsiedzi mogą się gapić, ale przed znajomym mi ciężko się było przełamać! Do tego spore trzęsienie ziemi w listopadzie, świąteczne zamieszanie, dużo stresu związanego z planowaniem dłuższego urlopu w Polsce i zapisywaniem się na kursy zawodowe - to wszystko odwróciło moją uwagę od bloga na dobrych kilka miesięcy. Teraz mam całkiem sporo uszytków do pokazania, więc trzymajcie kciuki żeby w weekend była dobra pogoda  to może jakieś zdjęcia porobię!



Dzisiejszy post będzie o moim absolutnym ulubieńcu zeszłego roku - kwiecistej sukienki. Uszyta w sierpniu i swoją premierę miała na imprezie z okazji 120-lecia mojej firmy. Idealnie sprawdziła się na podróż samolotem do Auckland, siedzenie w autokarze, kilka różnych aktywności, lunch, oficjalne zdjęcia firmowe, a potem dłuuuuuugie świętowanie! 


Sukienka to kolejna wersja  jednego z moich ulubionych burdowskich wykroi - model 118 z Burdy 10/2012. Uszyłam go już kilka razy ale widzę, że nie wszystkie jej wersje mam na blogu. Muszę to nadrobić! Do wykroju wprowadziłam kilka zmian:
  • odszycie dekoltu przedłużyłam o ok 7 cm tak żeby przy noszeniu jego krawędź znajdowała się pod biustem - wygodniej i nic się nie odznacza
  • ominęłam zakładki zwiększając tylko wcięcie w talii
  • zamiast marszczenia zrobiłam zakładki - chociaż na tym materiale tego zupełnie nie widać

Długość zostawiłam oryginalną - miałam ja skracać, ale jak ją przymierzyłam to spodobała mi się taka za kolana. Sukienka uszyta jest z dzianiny wiskozowej i trochę się rozciąga podczas chodzenia więc pod koniec dnia jest zazwyczaj jakieś 5 cm dłuższa! Dzianina ta już się kiedyś na blogu pojawiła w postaci koszulki i pewnie się jeszcze raz pojawi bo zostało mi jakieś 1,5m - akurat na bluzkę z długim rękawem. Rękawy i dół wykończone potrójnym zygzakiem na mojej Janome - najszybsze i najmniej problematyczne rozwiązanie. Wolałabym jednak coś bardziej estetycznego, chociaż w sumie kto tam się patrzy na takie szczegóły oprócz osób które faktycznie szyją, co?


Sukienka ta zawsze sprawia że czuję się super - podkreśla to co trzeba, wzór odwraca uwagę od mankamentów figury a do tego jest niesamowicie wygodna! Okazała się tez niesamowicie fotogeniczna i praktycznie wszystkie zdjęcia wyszły niezłe, musiałam się bardzo mocno ograniczyć do tych kilku!




sobota, 12 listopada 2016

Mała niebieska

Pisząc ten post w połowie listopada miałam nadzieję, że moje sukienki z wełny merino będą schowane głęboko w szafie. Teoretycznie lato zacznie się u nas za 3 tygodnie więc pogoda powinna dopisywać, ale w tym roku wiosna nas chyba ominęła... Cały czas jest zimno, pada, a słońca jest jak na lekarstwo. Mam nadzieję, że lato nam wynagrodzi beznadziejną wiosnę.


Zimą wolę sukienki bardziej dopasowane bo mogę wtedy nosić więcej warstw. Im więcej warstw, tym lepiej zimą ;) Zamarzyła mi się prosta T-shirtowa sukienka. Wykrój to Tonic Tee  2 od SBCC, który można było swego czasu ściągnąć za darmo, teraz trzeba się zapisać do newslettera. Sam wykrój to taki bazowy t-shirt, całkiem przyjemny w szyciu i noszeniu. Sparowałam wykrój z dzianiną merino, kupioną w zeszłym roku. Grzeje jak piec!


Oczywiście musiałam wykrój przedłużyć. na tyle ile mi pozwolił mój kawałek dzianiny. Sukienka okazała się trochę za długa więc ją ciachnęłam...na oko. Nie polecam metody na oko przy skracaniu czegokolwiek! Sukienka z za długiej stała się skandalicznie krótka więc musiałam wykorzystać odcięty kawałek do jej przedłużenia. Do tego zwęziłam ją trochę w talii i pogłębiłam dekolt. Wyszła taka zwyczajna, prosta sukienka do noszenia na co dzień. Grzeje fantastycznie ale mam nadzieję, że nie będzie mi ona potrzebna co najmniej do czerwca!





sobota, 29 października 2016

Szarak z kołnierzem

Coś ciągnie mnie do tych szmizjerek... Kolejna w mojej szafie i na pewno nie ostatnia. Znowu wróciłam do wykroju firmy McCall's numer 6696 choć miałam pewne zastrzeżenia do mojej poprzedniej wersji. Nie do końca pasował mi tył sukienki, poza tym miałam problemy z rękawami. Z sukienką się jednak przeprosiłam i noszę ją dość często. Tym razem wprowadziłam pewne zmiany z których jestem całkiem zadowolona.


Po pierwsze zrekonstruowałam rękawy - zajęło mi to całe kilka minut i zastosowałam podobny trik jak przy rękawach mojego płaszcza. Porównanie oryginalnego wykroju i moich zmian możecie zobaczyć na jednym ze zdjęć poniżej. Kolejna zmiana to zabranie 5 cm z marszczenia na plecach. Do tego pogłębiłam kieszenie, żeby były bardziej funkcjonalne. Jedna spontaniczna zmiana to pominięcie mankietów - podczas wykańczania sukienki zorientowałam się, że nie przekopiowałam ich z wykroju... ;)


Tkanina to miks bawełniany - kolejna rzecz kupiona na wyprzedaży ;) Miała być koszulą ale jak zwykle plany się zmieniły w ostatniej chwili. Nie sprawiła mi żadnych problemów przy szyciu, za to miałam problemy z flizeliną. Przy tym projekcie zdecydowałam się na grubszą i sztywniejszą flizelinę co samo w sobie nie było złym wyborem. Niestety zapomniałam o tym, żeby przyciąć zapasy na szwy, co zemściło się w momencie kiedy chciałam zrobić dziurki na guziki. O ile większość z nich w miarę się udała to moja maszyna za nic w świecie nie dała rady zrobić automatycznie dziurki przy talii gdzie skumulowało się kilka warstw usztywnionego materiału. Dziurkę musiałam zrobić sama przy użyciu gęstego zygzaka - nie wygląda to zbyt schludnie. Z drugiej strony sukienkę noszę z paskiem która zasłania ten mały defekt. Same guziki znalazłam w moich zapasach - szaro-zielonkawy kolor  dobrze się komponuje z szaro-czarnymi paskami.


Na tej sukience mój romans ze szmizjerkami się nie kończy, kolejna się szyje, a jeszcze kilka innych mam w planach. Taka moja mała obsesja ;)









niedziela, 28 sierpnia 2016

Zimowy grzeniec

Nigdy nie zgadłabym, że taka cieniutka mieszanka merino i nylonu może tak grzać! Całe szczęście, że uszyłam z niej sukienkę z długim rękawem! Grzała mnie przez całą zimę i pewnie niedługo pójdzie w odstawkę bo wiosna już tuż tuż.


Sukienka to model 118 z Burdy 10/2012 - bardzo popularny model, czemu się zupełnie nie dziwię! Uszyłam już kiedyś z tego wykroju sukienkę, nigdy nie pokazaną na blogu - niestety połaczenie wybranej tkaniny i wybranego rozmiaru okazało się fatalne i w sukience nie dało się za bardzo oddychać ;) Tym razem rezultat jest o wiele lepszy. Przy użyciu owerlocka ten model szyje się go błyskawicznie. Ze względu na dość rozciągliwą dzianinę ominęłam zamek i zaszewki, pogłębiając za to wcięcie w talii. Do tego skróciłam ją o jakieś 10 cm. I tyle! Jedyne o czym zapomniałam to zapasy na szwy! Sukienka jest więc trochę obcisła. Po zrobieniu tych zdjęć zaopatrzyłam się w porządną halkę i sukienka od razu lepiej się układa.


Podziękowania dla Olgi za zdjęcia - nawet w dalekiej Nowej Zelandii można znaleźć rodaczki i do tego takie co szyją! Sukienka jest w ciągłej rotacji od dwóch miesięcy i sprawdza się idealnie na tutejszą zimę :)








niedziela, 21 sierpnia 2016

Płaszcz na zimę

Na polskich blogach królują oczywiście letnie sukienki, szorty i spódniczki. U mnie, na południowej półkuli pomału kończy się zima. Mimo że zima w Wellington nie jest aż tak dokuczliwa jak w Polsce to jednak czasami daje troche popalić. Głównie przez wysoką wilgotność powietrza i mroźne wiatry prosto z Antarktydy. Ta zima jednak była w miarę znośna bo uszyłam sobie płaszcz :)


Wykrój na płaszcz pochodzi z Burdy 12/2012 - model 104. Przyciągnęł mnie do niego nieco militarny styl, asymetryczne zapięcie, długość i wysoki kołnierz. Niestety akurat tego numeru nie mam w kolekcji, ale wykrój jest dostępny w formacie PDF na amerykańskiej stronie Burdy. Bardzo lubię takie wykroje - szczególnie gdy używam kleju w taśmie ;) Zazwyczaj o wiele sprawniej mi idzie sklejanie i wycinanie niż przerysowywanie wykroju z arkuszy. Co do samego wykroju - wszystko do siebie pasowało i mój jedyny problem to w zasadzie standardowy problem z wykrojami z Burdy - bardzo kiepskie instrukcje. Wprawdzie lepsze niż "zszyj ze sobą kawałki płaszcza" ale marginalnie. O ile w wypadku prostszych wykroi nie jest to aż tak ważne, to przy bardziej skomplikowanych jest to bardzo irytujące. Ostatnio dużo szyłam wykroi nie-burdowskich i zaczęłam doceniać klarowne i dokładne instrukcje. Przy szyciu tego płaszcza kierowałam się głównie własnym doświadczeniem.


Zdecydowałam się na rozmiar 44 zamiast mojego normalnego 42 co okazało się dobrą decyzją. Przed szyciem właściwym uszyłam sobie też wersję próbną z kawałka materiału który okazał się być bardzo kiepskiej jakości.  O ile ogólnie plaszcz całkiem dobrze się układał na ciele i nie wymagał wielu poprawek, to rękawy wymagały zmian. W mojej próbce nie mogłam za bardzo ruszać i podnosić rąk. A że płaszcz ma nie tylko dobrze wyglądać, ale musi być też funkcjonalny to zabrałam się za szukanie rozwiązania. Po kilku dniach i znalezieniu tego postu *wszystko stało się jasne. Problemem okazała się za wysoka i za szpiczasta główka. Rozwiązaniem było utrzymanie tej samej długości krawędzi główki przy jednoczesnym jej zaokrągleniu. W efekcie wysokość główki została zmniejszona o ok 3-4 cm. Moje manipulacja na karteczkach samoprzylepnych pokazuje jak zmodyfikowałam wykrój. Modyfikacja jak najbardziej udana bo rękami mogę teraz machać w każdą stronę! Poza tym dodałam 1,5 cm długości do przednich bocznych paneli żeby dodać odrobinę wiecej miejsca na biust. Taki mały trik bez konieczości robienia poprawnego FBA (Full Bust Adjustment czyli modyfikacji na pełny biust). 

*niestety blog jest po angielsku, ale bardzo polecam - szczególnie właśnie ten post. Najlepszy w sieci jeżeli chodzi o rękawy! Poza tym autorka jest bardzo kreatywna i ma trzy przesłodkie córki, które artystyczno-naukowe zainteresowania odziedziczyły po mamie.


Materiał to mix wełniany o bliżej nieznanym składzie. Grzeje więc wełna to głowny składnik, a nie tylko dodatek. Strona lewa i prawa prawie identyczne więc przy wycinaniu wykroju poszczególne części oznaczałam taśmą malarską z zapisaną nazwą danego kawałka i numerami szwów. Znacznie ułatwiło mi to szycie bo łącznie z podszewką ten model ma ponad 40 elementów. Oryginalnie podszewka miała być intensywnie żółta ale niestety okazało się, że moja tkanina jest zdecydowanie zbyt delikatna. Nawet delikatne ciągnięcie zostawiało ślady więc pod nożyczki poszła jedwabna taffeta która okazała się strzałem w dziesiątkę! Wciąż jest śliska, fantastyczna w dotyku i w moich ulubionych kolorach. Zgodnie z wykrojem podszewka powinna mieć zakładkę w tylnej części - powinna, ale w rzeczywistości dodatkowy luz jest tylko w dolnej części. Nie wiem czy to wina moja czy wykroju. Do tego dodatki - cudowne metalowe guziki, flizelina do płaszczy i poduszki wszyte w ramiona.


Jestem z siebie oczywiście bardzo dumna ale nie obyło się tutaj bez kilku błędów. Po raz pierwszy szyłam dziurki odszywane. Świetny tutorial przygotowałą Kinga więc odsyłam Was tutaj. O ile szyje się je zadziwiająco łatwo to ciężko mi było zrobić dwie takie same! Moje dziurki są więc lekko koślawe. Niestety nie pomyślałam, zeby porobić zbliżenia. Z innych rzeczy do poprawki - zamiast słuchać się burdy i podklejać flizeliną tylko odszycie, teraz bym usztywniła całe centralne panele. Niestety po 2 miesiącach noszenia trochę się odkształciły. Mimo wszystko jak na pierwszy płaszcz to chyba nie jest źle, co?






Pages - Menu