Jak wam minęły święta kochani? U nas pogoda dopisała - było cieplutko i słonecznie. W końcu mamy lato! Do tego mieliśmy polsko-holendersko-nowozelandzką wigilię z barszczem i uszkami, quiche z kapusty kiszonej i ananasa oraz placuszkami z małży paua ;) Święta w każdym zakątku świata oznaczają mnóstwo jedzenia! Tym razem prezenty otworzyliśmy też na polską modłę, tuż po kolacji. W tym roku część prezentów była zrobiona przeze mnie.
Zaczynamy od poduchy dla teściowej. Jej ulubione kolory to fioletowy i żółty więc jest prezentem zachwycona. Poducha zajęła mi całkiem sporo czasu bo zaczęłam od 5 cm kwadracików. Niestety każdy kwadracik wyszedł mi krzywy! Okazało się też, że mojej maszynie przydałoby się kilka dni w maszynowym SPA bo zaczęła gubić szwy i trochę mi dołożyła pracy w tym przedświątecznym szale. Podczas pracy nad tą poduchą myślałam, że będzie to kompletna porażka. Wszystko wyglądało krzywo i nieciekawie. Na szczęście po przepikowaniu i zszyciu całości poducha prezentuje się całkiem całkiem.
Teściu jest osobą dla której bardzo ciężko jest kupić prezent. W tym roku jednak zauważyłam, że jego ulubiona bluza polarowa się praktycznie rozpada! Poprosiłam teściową o zmierzenie jej w tajemnicy i zaczęłam poszukiwania wykroju idealnego. Skończyło się na McCalls 5538 bo miał to co potrzebowałam - kołnierz, kieszenie i zamek jedynie w górnej części bluzy. Udało mi się znaleźć całkiem porządny i dość gruby czarny polar i zabrałam się do szycia. Trochę się stresowałam bo szycie dla kogoś to jednak nie to samo co szycie dla siebie. Zamek wszywałam dwa razy! Kołnierz i odszycie zamka jest przyszyte do całości ręcznie. Wszystkie szwy są obrzucone zygzakiem. Brian był bardzo zaskoczony i chwilę mu zajęło zorientowanie się, że prezent był ręcznie uszyty! Bluza się spodobała i ponoć jest nieustannie noszona wieczorami, kiedy robi się chłodno. Niestety teść był mało chętny na zdjęcia więc musicie uwierzyć mi na słowo, że bluza na żywym człowieku prezentuje się dobrze.